Saturday, March 21, 2009

Myśląc Ojczyzna: "Sprawy błahe i ważne" red. Stanisław Michalkiewicz

Myśląc Ojczyzna: "Sprawy błahe i ważne"red. Stanisław Michalkiewicz
Felieton
słuchajzapisz
Szanowni Państwo! Zamieszanie i jazgot spowodowany nagłym odkryciem nepotyzmu wicepremiera Waldemara Pawlaka oraz urządzona przez premiera Tuska pokazucha w postaci wyrzucenia z partii senatora Misiaka za "złamanie standardów" sprawiły, że mało kto zauważył, iż właśnie wczoraj stocznia w Gdyni rozpoczęła wyprzedaż urządzeń, co oznacza koniec przemysłu stoczniowego w Polsce. Ale, jak to mówią, są sprawy błahe i sprawy ważne. To, czy Polska będzie miała przemysł stoczniowy i w ogóle - jakikolwiek, a nawet - czy sama będzie istniała - to należy do spraw błahych. Do spraw ważnych, a nawet - najważniejszych należy, kto ile i komu ukradł, czy się podzielił z kim trzeba, czy nie, no i - gdzie schował szmal. Nad tym pracują całe sztaby ludzi, zorganizowanych w tajne policje, które mają walczyć z korupcją. Zwróćmy uwagę na to subtelne sprecyzowanie zadań. Wszystkie te policje mają tylko z korupcją "walczyć", ale tak, by jej, broń Boże, nie zlikwidować. Bo gdyby miały ją zlikwidować, to sprawowanie władzy publicznej straciłoby wszelki urok i kandydatów na posłów trzeba by pozyskiwać z łapanki. Natomiast na walce z korupcją można się całkiem nieźle urządzić, zwłaszcza, gdy przestrzega się zasady, żeby samemu żyć i dać żyć innym. Dlatego też, im więcej mamy tajnych policji oraz innych instytucji walczących z korupcją, tym bardziej korupcja rośnie w siłę, co jest zgodne z zasadą, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Oczywiście jazgot w sprawie nepotyzmu pana wicepremiera Pawlaka powstał nie dlatego, że kogoś takie rzeczy gorszą, tylko dlatego, że wicepremier Pawlak pierwszy zaproponował, by unieważnić umowy przedsiębiorców z bankami na tak zwane opcje walutowe. Wśród tych przedsiębiorców byli również prezesi spółek Skarbu Państwa, co wzbudza podejrzenia, że mogli działać na zlecenie swoich polityków prowadzących, którzy w dodatku mogli ich zapewniać, iż w razie czego rząd podejmie desperacką obronę złotówki, więc żadnego ryzyka nie ma. Tego wykluczyć nie można, bo żaden z tych prezesów nie został wyrzucony z posady, ani nawet z partii, więc wygląda na to, iż pokazucha z senatorem Misiakiem w roli głównej, musi nam wystarczyć, byśmy uwierzyli w srogość i pryncypialność premiera Tuska. Ale możliwość unieważnienia umów na opcje walutowe oznaczałaby utratę zysków dla banków. W bankach zaś, podobnie jak w całym sektorze finansowym, jeszcze na samym początku sławnej transformacji ustrojowej, usadowiła się razwiedka. I co - miałaby wyrzec się zysków tylko dlatego, że wicepremier Pawlak ma takie miękkie serce dla przedsiębiorców, a zwłaszcza - spółek Skarbu Państwa? Toteż za pośrednictwem niezależnych mediów udzieliła wicepremierowi Pawlakowi poważnego ostrzeżenia, z którego wynika, że wcale nie musi być partnerem koalicyjnym Platformy Obywatelskiej, bo w każdej chwili razwiedka może skonstruować inną koalicję, niechby i z posłów niezależnych. W tej sytuacji wszystko może zakończyć się wesołym oberkiem: Sejm uchwali ustawę umożliwiającą przedsiębiorcom odstąpienie od umów na opcje walutowe, więc przedsiębiorcy żadnej straty nie poniosą. No dobrze - a co z bankami i siedzącą tam razwiedką? A banki zaskarżą tę ustawę do niezawisłego sądu, który nakaże Polsce wypłacić im odszkodowanie. Banki zatem też nie stracą, bo za wszystko zapłaci polski podatnik, który po to właśnie jest. Skoro zatem omówilismy sprawy najważniejsze, możemy teraz przejść do spraw błahych, których fragmentem jest rozpoczęcie likwidacji polskiego przemysłu stoczniowego. Wielu ludzi myśli, że jest to następstwem decyzji pani komisarki z Brukseli, ale to nie jest prawda, bo początków tego procesu należy szukać głębiej. Jeszcze w XIX wieku, kiedy w Niemczech zaczął rozwijać się przemysł, pojawiła się tam koncepcja gospodarki wielkiego obszaru.Chodziło o to, by rozwijającemu się przemysłowi zapewnić z jednej strony samowystarczalność, a z drugiej możliwości zbytu. Bez wchodzenia w szczegóły, koncepcja gospodarki wielkiego obszaru sprowadzała się do wniosku, że Niemcy powinny kontrolować politycznie obszar daleko większy od własnego terytorium państwowego, organizując tam życie gospodarcze i podział pracy. W okresie I wojny światowej te idee skonkretyzowały się w postaci koncepcji Mitteleuropy, obejmującej utworzenie w Europie Środkowej i Wschodniej państw pozornie niepodległych, ale faktycznie - niemieckich protektoratów, których gospodarki - w ramach podziału pracy w skali Europy - byłyby peryferyjne i uzupełniające dla gospodarki niemieckiej. Klęska Niemiec w I wojnie światowej niewiele tu zmieniła, bo myśl raz rzucona w przestrzeń żyła już własnym życiem, a dodatkowej dynamiki nabrała po objęciu władzy w Niemczech przez wybitnego przywódcę socjalistycznego Adolfa Hitlera. Pod egidą NSDAP idee gospodarki wielkiego obszaru zostały twórczo rozwinięte, przybierając postać konkretnych rozwiązań, a nawet nazw - jak choćby Europejska Wspólnota Gospodarcza, zaproponowana przez hitlerowskiego ministra gospodarki Funka. Klęska Niemiec w II wojnie światowej tylko nieznacznie opóźniła realizację tych projektów, ale obecnie są one realizowane w ramach Unii Europejskiej, która stanowi ucieleśnienie tamtej XIX-wiecznej koncepcji gospodarki wielkiego obszaru. Już wtedy było jasne, że w tym wielkim obszarze jedne terytoria będą pełniły role ekonomicznego centrum, podczas gdy inne - gospodarczych peryferii. W tym podziale pracy Polsce przypada oczywiście rola peryferii, na co nie tylko się godzimy, ale - za pośrednictwem naszych przedstawicieli - aż przytupujemy z uciechy, bo za posłuszeństwo posłuszni wynagradzani są wynagrodzeniami w postaci tzw. "grantów" i innych podarunków. To jest rzecz przesądzona, w związku z tym mało kto zaprząta sobie nią głowę, bo znacznie bardziej interesujące są sprawy naprawdę ważne, a więc - kto, ile i komu ukradł, czy podzielił się z kim trzeba, no i - gdzie schował szmal.
Mówił Stanisław Michalkiewicz